W najbliższą sobotę (23.05) dwóch salezjanów otrzyma święcenia kapłańskie w kościele parafialnym p.w. św. Michała Archanioła we Wrocławiu. Diakoni: Robert Gajewski i Bartosz Majchrzak, po niemal 9-letnim przygotowaniu zostaną włączeni w szczególny sposób w tajemnicę osoby Pana Jezusa jako kapłani.
Zapytaliśmy naszych braci o kilka spraw. Oto co nam powiedzieli…
K.K.: Już w sobotę kościół parafialny św. Michała Archanioła stanie się dla Was wyjątkowym miejscem. Tu otrzymacie święcenia kapłańskie, do których przygotowywaliście się dziewięć lat. W jakich okolicznościach pojawiła się u Was myśl o włączeniu się do Zgromadzenia Salezjańskiego i przyjęciu święceń kapłańskich w tym zgromadzeniu?
Robert Gajewski: Mnie przymusił Pan Bóg (śmiech). Kiedy miałem 17 lat i w ogóle nie myślałem o kapłaństwie, pojechałem na rekolekcje oazowe, aby poznać Boga, o którym usłyszałem od mojej przyjaciółki Weroniki, a którego bliżej nie znałem… Na rekolekcjach było pięknie, „chwyciłem Boga za Nogi”, byłem wniebowzięty, On dał mi się znaleźć i powiedział mi głęboko w sercu „Chcę, abyś został księdzem”. Byłem zdruzgotany. Nie tak wyobrażałem sobie swoje życie. Miałem dziewczynę, plany, chciałem iść na studia, założyć rodzinę. Walczyłem z powołaniem 5 lat. Wreszcie uległem, z czego się dziś niezmiernie cieszę.
Jako młody chłopak byłem mocno zaangażowany w harcerstwo, potem Oazę, Duszpasterstwo Akademickie, w skrócie „pracowałem z młodzieżą”. Wiedząc o tym znajomy ksiądz doradził mi salezjanów. No i tak się zaczęło (śmiech)
Bartosz Majchrzak: Moje powołanie rozpoczęło się wraz ze służbą przy ołtarzu – Służbą Liturgiczną. Już jako chłopak około dziesięcioletni rozpocząłem służbę jako ministrant, następnie jako lektor, wreszcie jako kleryk, a teraz jako ksiądz. Patrząc na te wszystkie minione lata, to właśnie bycie ministrantem przez ponad 10 lat otworzyło mi drogę do kapłaństwa.
K.K.: Myślę, że czytelnicy są dość ciekawi tego, jak wygląda droga formacji do kapłaństwa u Salezjanów. Jak zatem wyglądały Wasze dotychczasowe lata w Zgromadzeniu? Co robiliście? Czego musieliście się nauczyć? Co przynosiło Wam radość, a co spędzało sen z powiek?
R.G.: Rok nowicjatu w Kopcu, rok filozofii w Krakowie, drugi w Lądzie, asystencja we Wrocławiu (św. Michał i Najświętsze Serce). W trakcie asystencji skończyłem tez studia „nauczanie fizyki i matematyki”, potem cztery piękne lata teologii w Krakowie.
W Nowicjacie człowiek uczy się samego siebie i Boga. Na studiach ten proces intensywnie trwa dalej. To są lata podejmowania najważniejszej życiowej decyzji, umacniania się w niej. Dochodzi do tego jeszcze solidne zaangażowania intelektualne: filozofia, pedagogika, potem teologia.
Po latach formacji mogę powiedzieć, że „Salezjanie mają dobrą formację”, oczywiście jeżeli ktoś się jej podda. Kto wiele wymaga od siebie, jest w stanie wiele się nauczyć. Bardzo pomagali mi w rozwoju mądrzy i inspirujący współbracia: klerycy, wykładowcy, kierownicy duchowi. Jestem im za to bardzo wdzięczny.
B.M.: Droga do kapłaństwa w Zgromadzeniu Salezjańskim trwa 9 lat. W czasie jej trwania poza pobytem w Seminarium na filozofii i teologii, odbyłem praktykę w Twardogórze i we Wrocławiu, w tutejszej Parafii. Co przyniosło mi największą radość i co spędzało mi sen z powiek? Paradoksalnie, ta sama rzecz. Jest to przebywanie we wspólnocie zakonnej. Jest z jednej strony możliwość pracowania razem, dzielenia się swoimi doświadczeniami, a z drugiej ciągła konieczność poprawiania się, dokształcania, szukania nowych rozwiązań.
K.K.: W Kościele katolickim jest wiele zgromadzeń zakonnych. Po co są we wspólnocie Kościoła Salezjanie Księdza Bosko? Co wyróżnia księdza-salezjanina od księdza diecezjalnego czy franciszkanina?
R.G.: Salezjanie to świetny pomysł Pana Boga na wychowanie i ewangelizację młodzieży. Jesteśmy tak stworzeni, aby być z młodymi dla młodych. Cały nasz styl bycia i działania jest ku temu ukierunkowany, „by pomóc młodzieży w zbawieniu”. Jeśli żyjemy zgodnie z tym naszym powołaniem, rzeczywiście widać różnicę między nami a innymi zgromadzeniami, mamy swój styl. Jesteśmy radośni, komunikatywni, konkretni, pracowici, prości… no przynajmniej staramy się tacy być. Generalnie staramy się tak funkcjonować i zachowywać, aby młodzież przyprowadzić do Boga, a Boga do młodzieży.
B.M.: Oczywiście, Kościół jest bogaty w różne drogi powołania zakonnego i kapłańskiego. Wśród tych dróg jest również powołanie salezjańskie, którego zadaniem i celem jest troska o uświęcenie młodych. To właśnie to powołanie – do młodych – wyróżnia i charakteryzuje całą Rodzinę Salezjańską.
K.K.: A zatem, decydując się na życie salezjańskie, wybieracie zatem bliskość ze światem młodzieży. Jaka jest współczesna młodzież? Jakie jest Wasze dotychczasowe doświadczenie bycia wśród ludzi młodych? Co zamierzacie im zaproponować?
R.G.: Jak jest młodzież? Generalnie normalna (uśmiech), z takimi samymi potrzebami jak wcześniejsza, tylko trochę bardziej skomputeryzowana. Potrzebują uwagi, okazania szacunku, docenienia. Są wyczuleni na sprawiedliwość, prawdę, uczciwość.
Co mam im zamiar zaproponować? Bardzo zależy mi na wprowadzaniu ich w osobisty kontakt z żywym Bogiem. Staram się też ich uczyć zaradności życiowej, odporności fizycznej i psychicznej, pewności siebie. Wychowując staram się również doprowadzać do tego, by panowie stawali się bardziej męscy, a kobiety kobiece, by każdy był sobą według wspaniałego Bożego zamysłu. „Życie jest piękne, kiedy się żyje mądrze”. Tego staram się uczyć tych, z którymi pracuję. Młodzi ludzie, potrafią też wiele nauczyć wychowawcę: staram się unikać postawy „wiem wszystko, jestem mistrzem”. Oni są często w niektórych rzeczach lepsi ode mnie, zawyżają poziom. Uczę się również od nich.
B.M.: Jest ona przede wszystkim zróżnicowana. Jakieś dwa tygodnie temu odbywałem praktyki katechetyczne w gimnazjum w Częstochowie. Zadziwiło mnie wtedy właśnie, że z jednej strony tamtejsi uczniowie z jednej strony posiadają dużą wiedzę na temat Boga, religii, a z drugiej poszukują sposobu odniesienia tejże wiedzy do własnego życie. Sama wiedza teoretyczna im nie wystarczy. Potrzebują odnieść ją do własnego życia.